Sklep

Bez lidera ani rusz!

W piłce nożnej zespoły budowane są różnie. Zarówno w piłce zawodowej, jak i tej bliższej memu sercu, piłce amatorskiej. Jedni bardziej stawiają na zgrany kolektyw, inni natomiast opierają zespół na indywidualnościach. Tym razem będę pisał o tym drugim przypadku, bo we Wrocbalu występuje on bardzo często, albo przyjnajmniej coraz częściej. 

Zacznę trochę w sposób naukowy. Jeżeli mówimy o indywidualnościach to wyrazem mocno związanym z tym pojęciem jest pojęcie lidera. Co ten wyraz oznacza? Pochodzi z języka angielskiego (leader) i według Słownika Języka Polskiego oznacza przede wszystkim: "zawodnika prowadzącego w wyścigu, będącego na pierwszym miejscu" czy w bardziej potocznym znaczeniu "osobę przewodzącą innym, dowódcę, przywódcę, wodza". W futbolu jest to zawodnik, który potrafi zrobić różnicę, którego obecność na boisku sprawia, że drużynie gra się lepiej, łatwiej, że ta odnosi sukcesy. Najczęściej są to zawodnicy ofensywni, bo przecież, żeby wygrywać mecze, jak mawiał klasyk, "trzeba strzelić więcej goli od swojego przeciwnika". Nie brakuje jednak liderów w linii obrony (bramkarzy, obrońców) czy też w środku pola. Ten kto się interesuje piłką nożną wie, że Lionel Messi to najważniejsza postać FC Barcelony, Cristiano Ronaldo to największa gwiazda Juventusu Turyn, a Robert Lewandowski to kluczowa persona w Bayernie Monachium czy Reprezentacji Polski. Nikt nie neguje zasług Ikera Casiliasa dla Realu Madryt czy Johna Terrego dla Chelsea, której kibice co mecz wywieszali i nadal wywieszają, choć Terry już karierę zakończył, bardzo chwytliwy baner z trzema określeniami: "Leader, Captain, Legend". We Wrocbalu nie jest inaczej i oprócz dotychczasowych liderów, tej zimy objawili się nam kolejni. 

W lidze halowej możemy rozpływać się nad tym co wyprawiają Daniel Łuczak, Paweł Garyga czy Mateusz Fedyna. Pierwszy gra debiutancki sezon w Klueh, czyli w drużynie solidnej, ale nie stawianej w roli faworyta Superligi. Beniaminek był jednym z głównych kandydatów do spadku, a tymczasem już dawno ma zapewnione utrzymanie i plasuje się na wysokim czwartym miejscu. Wychowanek Śląska Wrocław strzela jak na zawołanie i wszystko mu jedno czy gra przeciwko Car-Zonowi, Oponixowi czy Elektro-Budowi. W sześciu meczach, w których zagrał strzelił...30 goli i dołożył do tego cztery asysty. Miał tym samym udział w ponad połowie bramek swojego zespołu. W każdym spotkaniu w którym zagrał trafiał przynajmniej raz. W czterech wygranych przez Klueh meczach otrzymywał tytuł MVP, a dzięki jego obecności na parkiecie do końca "czarni" walczyli o zwycięstwa z Car Zonem czy Oponixem (te batalie ostatecznie, nieznacznie przegrali). Nie deprecjonuję wkładu innych zawodników ekipy Marcina Żala, ale śmiało mogę powiedzieć, że bez Łuczaka - byłoby niezwykle ciężko być tam gdzie się jest. Raczej walczyłaby do końca o uniknięcie degradacji. Łuczak jednak jest, lideruje klasyfikacji strzelców (z 15 golami przewagi nad drugim strzelcem), a Klueh to rewelacja Superligi. 

Jeszcze lepsze liczby śrubują inni gracze ongiś związani z WKS-em, ale Ci występują na drugim poziomie naszych rozgrywek. Mowa tutaj o wcześniej wspomnianym Garydze i Fedynie. Garyga przywdziewa barwy spadkowicza - MPK Wrocław i udowadnia, że przewyższa swoich przeciwników o klasę, może dwie. To, że Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne walczy o awans do elity nie jest niczym dziwnym, a to, że Garyga prowadzi ten przebudowany przecież zespół, od wygranej do wygranej, zasługuje na miejsce w tym felietonie. Napastnik "niebieskich" strzelił już, !!!UWAGA!!! - 46 goli (najwięcej tej zimy, jeżeli chodzi o statystyki indywidualne, ale również więcej niż wiele innych drużyn czy to w hali czy pod balonem) i dołożył do tego 25 asyst. Koronę króla strzelców i najlepszego asystenta pierwszej ligi ma w zasadzie w kieszeni, a może zgarnie jeszcze kilka innych nagród. W 7 meczach rozegranych przez Pawła - MPK odniosło 6 zwycięstw i tylko raz przegrało z Politechniką (tutaj akurat ów zawodnik do siatki nie trafił). To do Garygi należy rekord ilości strzelonych goli w tym sezonie, w jednym meczu i wynosi 17 (grając przeciwko Kuehne+Nagel). W koresponedencyjny pojedynek z Garygą włączył się jego znajomy z czasów gry w Śląsku - Mateusz Fedyna. Mateusz gra dla debiutanta - Sennder Polska, czyli drużyny słabszej i mniej utytułowanej od MPK. Zawodnik ten ma więc nieco trudniejsze zadanie, ale mimo tego spisuje się znakomicie. Fedyna strzelił dziesięć goli mniej od Garygi (36) i zanotował 15 asyst mniej (10). To nadal jest rzecz imponująca i daje mu drugie miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej. Napastnik drużyny Krzysztofa Koronkiewicza z miejsca stał się reżyserem gry "czarno-pomarańczowych", którzy zamiast bić się o jak najlepsze miejsce w dole tabeli, jeszcze do niedawna liczyli się w grze o medale. 

To, że bez Artura Brzeźnego również można sobie dobrze radzić, pokazał ostatnio Paweł Ziemba z Grupy ESV. Napastnik tej drużyny jest trzecim najlepszym strzelcem na zapleczu Superligi. Strzelił dotychczas 23 gole i zanotował 9 asyst, a przecież z całą sympatią do drużyny Andrzeja Piaseckiego, do potentatów ona nie należy. Oprócz Ziemby grę swoich drużyn ciągną tej zimy, co jest łatwo zauważalne, m.in Mateusz Giermek (Tomtex), Rafał Stachera (Drugraf Mirków) i Patryk Wójciak (Szmeges Teges). Żeby jednak nie było, że szanuje tylko napastników, mogę napisać, że nie trzeba co tydzień strzelać bramek ani notować asyst,a by być docenianym. Zbigniew Piechnik jest tego dobrym przykładem. Bramkarz, który mimo, że z roku na rok jest coraz starszy, jest niczym wino - coraz lepszy. To w dużej mierze dzięki niemu Oponix ma brązowy medal w kieszeni, a zespół ten stracił do tej pory w zasadzie najmniej goli w lidze. 

Jak się umie grać w piłkę, w hali jednak łatwiej się wybić, bo przecież do gry potrzeba tutaj "tylko" pięciu zawodników. Nieco inaczej wygląda sytuacja pod balonem , gdzie występuje sześciu zawodników (większe zagęszczenie na boisku) i ogólnie specyfika jest nieco inna. Tutaj jednak również możemy zaobserwować wpływ pojedynczych graczy na oblicze całego zespołu. Najlepszym tego przykładem jest osoba Pawła Gniewka z Nokii. Wspominałem już o tym w poprzednim swoim felietonie, ale kolejne mecze tylko moją tezę umacniają. Gniewek wystąpił w czterech meczach swojej drużyny, w których czterokrotnie został wybrany najlepszym graczem meczu. Jego ekipa wtedy czterokrotnie wygrała, a on sam strzelił w tym czasie 22 gole i dołożył do tego 12 asyst. Raz Gniewka zabrakło - Nokia przegrała wysoko z Coerver Coaching. Mogę zatem tylko potwierdzić, że bez gracza Orłów Wrocław, drużyna Michała Grobelnego nie liczyłaby się w grze o awans. Tak wielki jest jego wpływ na poczynania kolegów. Na drugim szczeblu rozgrywek podobne oddziaływanie na grę swoich ekip mają Łukasz Nowak, Paweł Jakimowicz czy Jakub Bryś. Pierwszy zgromadził już 35 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej i od lat robi różnicę w meczach Qiagenu. Drugi, jeżeli przychodzi na spotkania Tura Wrocław to Tur z reguły wygrywa, a on sam rani rywali kilkukrotnie. Ostatni w trzech meczach wygranych przez KS Widawa był praktycznie najlepszym graczem na boisku, a jego trafienia i asysty (15+3) to niemalże 60% goli całej ekipy. Tutaj jednak nie mieliśmy okazji zobaczyć jak radzą sobie "Widawianie" bez popularnego "Brysia", ale jest to rzecz nad wyraz ciekawa. 

W najwyższej klasie rozgrywkowej nie można obojętnie przechodzić obok liczb Jakuba Rejmera, Marcina Majaka czy Grzegorza Gryla, ale tutaj ich zespoły to kolektywy bardziej zgrane i zaprawione w boju. Nie mniej nie wyobrażamy sobie Baumitu czy OBA bez Kuby i Marcina w składzie. Nie możemy jednak pewnych zawodników nie kojarzyć z sukcesami trzecioligowców. Na czele klasyfikacji strzelców w tejże klasie rozgrywkowej mamy "Wilka" Jakuba Pelweckiego z Nevady (30 goli strzelonych i 6 asyst), a po piętach depcze mu Adam Łapeta z Virtual Teamu, który posiada 28 goli strzelonych i 4 asysty, co daje...80% wszystkich bramek zdobytych przez ekipę Łukasza Kucajdy. Są to imponujące statystyki i nie mogą pozostać bez echa. 

Zupełnie innym zagadnieniem, a dokładniej pytaniem kontrastowym do podejmowanego przeze mnie tematu byłoby uzależnienie drużyny od jednego zawodnika. Jest to kwestia na ogół o zabarwieniu niekorzystnym (negatywnym), ale przecież sednem gry w lidze amatorskiej jest ruch poprzez sport. Wygrana, porażka czy remis - czy to jest istotne? Grunt to przecież dobra zabawa! 

 

Autor: Michał Pondel