Sklep

Podsumowanie sezonu - Jesień 2021

Na koniec zająłem się podsumowaniem Wrocławskiej Ligi Siódemek, której mecze oglądałem najmniej, ale swoje wiem i dużo się przez czas trwania tego sezonu dowiedziałem, a pierwszą ligę nawet uważnie śledziłem. Tutaj wiele drużyn zagrało tak jak zagrać powinno, ale kilka ekip zawiodło na całej linii. O tym więcej przeczytacie w poniższym tekście.

 

Prezesi znów to zrobili. Termo Team i Voltica nie zagrają w Ekstralidze. Świetny sezon Fabisza.

Prezesi w lidze WLS są niczym Bayern Monachium w Bundeslidze. Wydaje się, że w końcu znajdzie się zespół, który ich zneutralizuje, ale przychodzi co do czego to nie ma na nich mocnych. Tak było i jesienią. Zespół Grzegorza Paukszta wygrał trzecie mistrzostwo z rzędu i znów bez porażki. W tym sezonie tylko Fulanito i AWL potrafiły zabrać im punkty. W kluczowym momencie Prezesi nie zawiedli, a na przekroju całej kampanii ligowej strzelili najwięcej bramek i niewiele stracili. Najlepszy sezon od lat rozegrał Konrad Hajdamowicz, który strzelił 13 goli i zanotował 16 asyst, co pozwoliło mu zostać nie tylko najlepszym asystentem w Superlidze, ale również kanadyjczykiem. To wszystko zatem złożyło się na kolejny sukces Paukszta i jego kompani.

 Tak samo jak wiosną drugie miejsce przypadło Przyjaciołom Tifosek, które długo liderowali stawce superligowców. Niestety w kluczowym momencie zawiedli, przegrywając dwa ostatnie mecze, z Prezesami i AWL. Czemu zatem zdobyli srebrne medale? To na skutek organizacyjnej pomyłki "Wojskowych", którzy w meczu z Fulanito do gry wprowadzili gracza, który był zawieszony za czerwoną kartkę. Czy Tifoski zasłużyły na wicemistrzostwo? Jak najbardziej, zwłaszcza, że potrafili mankameny w grze udanie zatuszować, a przecież słaby sezon rozegrał Maciej Padiasek, bardzo rzadko grał Damian Pająk, a Miłosz Lobka nie grał w ogóle.

 W czerwcu Akademia Wojsk Lądowych cieszyła się z brązowego medalu i w listopadzie również musiała się nim zadowolić. W przypadku tej drużyny liczy się jednak tylko i wyłącznie gra o tytuł, a z tej "Wojskowi" wyeliminowali się sami. Słabo weszli w sezon w pierwszych sześciu meczach notując aż cztery remisy. Potem do składu wrócili już doświadczeni Łukasz Tracz, Wojciech Sztandur i Dominik Porczak i finisz był już niezwykle udany. No może oprócz wcześniej wspomnianej wpadki organizacyjnej z Fulanito. "Wojskowi" dysponowali drugim najlepszym atakiem i najlepiej broniącą defensywą. Najlepszymi graczami byli natomiast po raz kolejny Bartłomiej Wiktorowicz i...co zaskakujące Paweł Skrzypek.

Wysokie czwarte miejsce przypadło Miejskiemu Przedsiębiorstwu Komunikacyjnemu, które jako beniaminek uzbierało aż 18 punktów i w przyszłym sezonie zagra w Ekstralidze. W przypadku tej drużyny możemy zatem mówić o sporym sukcesie, no bo przecież niemalże przez cały sezon radzić musiała sobie bez swojej największej gwiazdy - Pawła Garygi. Na szczęście pod jego nieobecność z dobrej strony pokazywali się Łukasz Majchrowicz i Rafał Sztylka. MPK na przekroju całego sezonu grało bezkompromisowo. Sześć spotkań wygrało, ani jednego nie zremisowało i pięć przegrało. A z racji tego, że przegrało z każdym przeciwnikiem z TOP 3, to do TOP 3 wejść nie mogło.

Piątą lokatę i grę w barażach zapewnił sobie Blitz Wrocław. Zespół ten tyle samo meczów wygrał i tyle samo przegrał. Potrafił napsuć krwi Prezesom i zremisować z Przyjaciółmi Tifosek, potrafił też ulec...AWL II. Ta niestabilność nie pozwoliła zakotwiczyć na podium, ale i tak sezon w wykonaniu "Błyskawic" był udany. Na koniec zwieńczyli go przecież wygraną w starciu barażowym z Leroy Merlin Wrocław i wiosną grać będą w gronie najlepszych 12 drużyn we Wrocbalu!

Tyle samo punktów co Blitz Wrocław zgarnął Termo Team, czyli czwarta drużyna poprzedniego sezonu. Przegrał jednak bezpośrednie starcie z "Błyskawicami" i nie uchronił się przed degradacją do niższej klasy rozgrywkowej. "Ryzykanci" fatalnie w sezon jesienny weszli, pierwsze cztery spotkania przegrywając. Dużo zmieniło się od piątej kolejki i wygranej z Volticą. Od tamtej pory pięć meczów wygrali, jeden zremisowali i raz schodzili z boiska pokonani. Zważywszy na to, że przez cały sezon "biało-zieloni" musieli radzić sobie bez swojego kapitana - Jakuba Cichego, a także bez Michała Ociesy to i tak w końcowym rozrachunku to wszystko nie wyglądało źle.

 Rycerze Ni mimo, że rozegrali lepszy sezon niż wiosną (zgarnęli dwa punkty więcej i uplasowali się na jednym miejscu wyżej) to i tak musieli pożegnać się z Superligą. 15 oczek nie wystarczyło uchronić się przed spadkiem. Moim zdaniem Ni zrobili wynik ponad stan. Potrafili jednak zaskoczyć. Pokonali wyżej notowany Blitz Wrocław, a z drużynami niżej notowanymi doznali tylko jednej porażki, ulegając Astechowi. Patrząc na potencjał kadrowy i przede wszystkim wiekowość Rycerzy - zaprezentowali się bardzo dobrze.

 Astech również wyśrubował lepsze liczby niż wiosną (więcej goli strzelił, mniej stracił, uzbierał więcej punktów i uplasował się na wyższej lokacie) i również nie uratował się przed spadkiem. Nie byłoby jednak tego wszystkiego gdyby nie kapitalna postawa Dawida Fabisza, który nie tylko był najlepszym strzelcem niebieskich w sezonie, ale również w całej Superlidze, z miażdżącą przewagą nad drugim Kamilem Lisem z Przyjaciół Tifosek (11 goli różnicy). Bez Fabisza byłoby znacznie gorzej, z Fabiszem nie udało się jednak wejść do elity, chociaż do bezpiecznej strefy zabrakło zaledwie czterech oczek.

Voltica Service Kuźniki podobnie jak Termo Team zanotował znaczny regres. Tylko dziewiąte miejsce i trzeci najgorszy blok defensywny w lidze. Gdyby nie reforma ligi "Miejscowi" utrzymaliby się w Superlidze. Ich tak samo jak Baumit w Ekstraklasie dopadł niszczący upływ czasu. Najlepszymi strzelcami tej drużyny byli co prawda "młodzi" Jacek Dudała i Piotr Użałowicz, ale tym już zdecydowanie bliżej do czterdziestki niż do dwudziestki. Oni jednak nie wystarczyli, aby zaprezentować się lepiej. Aż strach pomyśleć co byłoby gdyby dawny Kuchcik musiał radzić sobie bez z nich...

Core Services weszło do Superligi z trzeciego miejsca i na trzecim, ale od końca w elicie zmagania zakończyło. Początek sezonu beniaminek miał dobry, w trzech meczach uzyskując sześć punktów. Potem jednak entuzjazm znacząco spadł i wyniki stawały się coraz mniej korzystne. W kolejnych siedmiu meczach ekipa Sławomira Ryczkowskiego zanotowała aż sześć porażek, remisując jedynie (albo i aż) z Akademią Wojsk Lądowych. Core przełamał się dopiero w ostatniej kolejce będąc już pewnym degradacji. Co było przyczyną tak słabej postawy? Na pewno kadra nie była odpowiednio silna, a dodając do tego fakt, że rzadko na mecze przychodzili Kamil Wabnic, Michał Dębicki i Szymon Brzezicki - nie było komu w Corze po prostu straszyć.

Fulanito to zespół, który co prawda w ostatnim czasie przeprowadził więcej ruchów transferowych niż Voltica, ale swojej kadry nie odmłodził, a w obecnej kampanii ligowej nawet nie zwiększył rywalizacji. Często zespół Pawła Rumina musiał borykać się z problemami kadrowymi, a regularnie w zasadzie grało zaledwie siedmiu graczy. Najlepiej prezentującymi się zawodnikami "Szachownic" byli Marek Zając i Rafał Zdunek i to właśnie oni byli odpowiedzialni za wszystko co dobre działo się w tej drużynie. Razem strzelili 13 z 19 wszystkich bramek dla Fulanito. To oni poprowadzili swój zespół do jedynych zwycięstw. W piłce nożnej siedmioosobowej potrzeba jednak więcej niż dwóch jakościowych zawodników. Tej właśnie jakości Fulanito w sezonie jesiennym zabrakło.

Druga drużyna z Akademii Wojsk Lądowych wiosną nie miała sobie równych w pierwszej lidze, ale latem jej skład znacząco się zmienił i jak się okazało, zmienił się na gorsze. W kadrze nie uświadczyliśmy Mateuszów - Jakubowskiego i Obary, w ogóle nie grał Karol Binkowski, a Piotr Malinowski zaczął grać dopiero pod koniec sezonu. Bez liderów nie da się osiągać sukcesów, bez liderów ciężko wygrywać. "Wojskowi" w sezon weszli fatalnie, pierwszych sześć spotkań przegrywając. Przełamali się dopiero na Core Services, ale już wtedy było za późno, żeby włączyć się do realnej gry o utrzymanie. W dalszej fazie sezonu wygrali jeszcze raz z Blitz Wrocław i był to najlepszy mecz "Dwójki" tej jesieni. Ogólnie rzecz biorąc odbiegali poziomem od pozostałych superligowców, a jedynym graczem, który nie może mieć do siebie większych pretensji jest bramkarz - Mateusz Barszczewski, chociaż paradoksalnie dowodzona przez jego defensywa była najgrosza w lidze.

 

 

Zmiany dały tytuł. Klueh i Nokia zawiedli. Kolejny spadek 3M. Sam Paleczny to za mało.

Colian Team w poprzednich sezonach mimo hucznych zapowiedzi samego kierownika - Janusza Wybrańskiego grał słabo, a potem średnio. Dobrze zaczynał, ale fatalnie kończył. Przed startem sezonu Jesień 2021 sternik tej drużyny postawił wszystko na jedną kartę. Powiedział, że jak nie teraz - to już nigdy nie uda się wywalczyć medalu czy też awansu. Nazwa została zmieniona na Green Tree, niebieskie koszulki zostały zastąpione biało-zielonymi. Kadra znacznie się nie zmieniła, a doszli do niej tacy gracze Kamil Bednarek, Tomasz Kinas i Wojciech Jędrzejewski. Za wszystkie sznurki pociągał duet Adam Widera - Antoni Skiba, który nie tylko wykreował połowę bramek dla swojej drużyny, ale również najczęściej był wyróżniany przez koordynatorów za pozytywny wpływ na postawę zespołu. Pozostali jednak również dołożyli swoje cegiełki. "Ekologiczni" grali równo przez cały sezon. Dużo bramek strzelali, mało bramek tracili (najmniej w lidze), a na przekroju całego sezonu tylko raz zremisowali i raz schodzili z boiska pokonani. To był ten sezon Panie Januszu! W Ekstralidze jednak tylko cud zapewni tej ekipie utrzymanie.

Dość zaskakująco na drugiej pozycji uplasował się Leroy Merlin Wrocław, który na finiszu rozgrywek wyprzedził spadkowiczów - Nokię i Klueh. Zespół Grzegorza Andysza większych wpadek nie zanotował, chociaż słabo zaczął - 2 porażki w 3 pierwszych meczach. No wpadką był w zasadzie remis z Różowymi Panterami. Podobnie jak Green Tree grali równo, ale zadanie mieli nieco bardziej utrudnione. Radzić bowiem musieli sobie niemalże przez cały sezon bez swojego najlepszego strzelca - Mariusza Dusia, a Bogdan Kyrychenko jakiś fenomenalnych liczb nie wykręcał. Kibiców po raz kolejny nie zawiódł za to Damian Kaczmarczyk, a dobre wejście do drużyny zanotował Rafał Iwan. Ci zawodnicy, a także dosyć dobrze radząca sobie defensywa, dowodzona przez Grzegorza Andysza, pozwoliły osiągnąć najlepszy rezultat w historii drużyny. "Liroj" mógł bowiem awansować do Ekstraligi, ale w starciu barażowym z Blitz Wrocław przegrał, lecz dopiero po konkursie rzutów karnych.

Klueh z jednej strony zgarnęło brązowy medal, ale z drugiej jako spadkowicz powinno mierzyć wyżej. Długo zespół ten liczył się w walce o tytuł, ale jeżeli w starciach z JaCierpieDole FC i Różowymi Panterami zdobywa się zaledwie jedno oczko, to nie da się sięgnąć po złoto. Do tego porażka w ostatnim meczu sezonu z Leroy Merlin kosztowała ich srebro i udział w barażach. Wyniki wynikami, ale przynajmniej zespół Marka Olszewskiego po transferach z KP Ogrodomanii nie musiał żadnego meczu oddać walkowerem, ani też grać w sześcioosobowym zestawieniu, a to w przypadku tej drużyny spory wyczyn.

Nie spisał się również inny ze spadkowiczów, czyli Nokia, który uplasował się tuż za podium, tracąc do niego dwa oczka. Tutaj trudno wytłumaczyć pewne mechanizmy. Z jednej strony przez lata liderami tej drużyny byli Paweł Gniewek i Oskar Mizieliński i to oni decydowali o obliczu tego zespołu. Z drugiej zaś strony w jesiennej kampanii ligowej grali mało, a jak grali to znacznie poniżej oczekiwań. Mimo tego ekipa Michała Grobelnego długo liczyła się w grze o "majstra", a medal przegrała w końcówce sezonu, w trzech ostatnich meczach zgarniając zaledwie dwa punkty.

 FC Velicante Wrocław również długo walczyło o medal na koniec jesiennych zmagań. Zespół ten zabiły jednak remisy, których były cztery i to aż trzy pod rząd. W każdym z tych przypadków można było mówić, że były to dwa punkty stracone, a nie jeden zdobyty. No, bo przecież jak nazwać sytuacje w których "Velica" z Selsey'em zremisowała po golu w 39, a z Nokią po bramce w 40 minucie. Nad tym elementem zespół Wojciecha Wieczorka musi popracować, bo wtedy starania samego kapitana czy też Mateusza Sajewicza w końcu przyniosą wymierny efekt.

 Właściciel i zarazem kapitan JaCierpieDole FC (czyt. Łukasz Czuchraj) przed sezonem jako niedoszły Menadżer Organizacji Sportowej postawił przed swoim zespołem cel zgodny z koncepcją SMART. Dwanaście meczów rozegranych i przynajmniej punkt na mecz. Ten cel został zrealizowany z nawiązką już po siedmiu spotkaniach, w których to JCD ani razu nie zaznało goryczy porażki. Potem "Miłościwie panujący Despota Oświecony" nakazał przerwać serię 13 ligowych meczów bez porażki, no i jego podopieczni przegrali z Leroy Merlin Wrocław. W końcówce sezonu znów zaczęli nie przegrywać, a na koniec musieli uznać wyższość mistrza z Green Tree. Na przekroju 18 spotkań - JaCierpieDole FC poniosło klęskę tylko dwukrotnie. Reasumując JCD znowu zaskoczyło wszystkich, a przez wielu było przecież degradowane. Patrząc na problemy tej drużyny - brak lidera w ofensywie, kontuzję Rafała Dzietczyka (najlepszego strzelca z wiosny) to szósta lokata, drugi najlepszy blok defensywny (to w 90% zasługa świetnie broniącego w tym sezonie Jakuba Pondla) i zachowanie szans na awans do ostatnich tygodni to trzeba Panu Czuchrajowi i jego kolegom przybić "piątkę".

"Piątkę" przybić można również Różowym Panterom, które pierwszy raz od dawien dawna zachowały utrzymanie w pierwszej lidze. Fakt faktem przewaga tej drużyny nad znajdującym się w strefie spadkowej 3M wynosiła zaledwie jedno oczko, ale kto by się spodziewał, że drużyna jednego zawodnika - Michała Stokłosy będzie taka efektywna w zdobywaniu punktów. Zespół ten oprócz punktowania z niżej notowanymi przeciwnikami potrafił ograć Klueh czy zremisować z Leroy Merlin Wrocław. Fakt faktem bez liczb robionych przez wcześniej wspomnianego Stokłosę byłoby ciężko, ale w końcu inni zawodnicy też brali ciężar gry na swoje barki (np. Bartosz Barański). Podsumowując lokata dawnego Capgemini jest dla mnie zaskoczeniem, zwłaszcza, że kilka drużyn o wyższym potencjale kadrowym uplasowało się pod nim.

Kolejny spadek z rzędu zanotowało 3M i tutaj możemy mówić o dużym zaskoczeniu, a nawet rozczarowaniu. Od poziomu Superligowego gracze Jacka Nosewicza mogli odstawać, ale w pierwszej lidze powinni zaprezentować się lepiej. Niestety niestabliność kadrowa nadal występowała (było pod tym względem lepiej niż na wiosnę), a widoczny był brak w tej drużynie liderów. Łukasz Herbuś i Grzegorz Kiełkowski grali rzadko, Tomasz Bałaga i Paweł Wejman w ogóle, a sam Marcin Karliński to za po prostu za mało, aby się utrzymać. Duży wpływ na tak niską lokatę miał również słaby początek sezonu i aż sześć porażek w pierwszych siedmiu meczach. 3M przebudziło się zbyt późno i wiosną 2022 grać będzie w najniższej klasie rozgrywkowej.

Po dłuższym czasie do Wrocbalu powrócił Selsey. Powrócił mocno przebudowany, bowiem jedynym zawodnikiem, którego można było skojarzyć był  kapitan - Piotr Buczyński. Zachodziła bowiem obawa jak się ten zespół zaprezentuje, ale on mimo wszystko pokazał się z dobrej strony. Prezentował futbol na tak, a o takowym decydował fenomenalny Oskar Paleczny, który z 20 golami na koncie został najlepszym strzelcem drużyny i całej pierwszej ligi. Był też najlepszym asystentem i kanadyjczykiem w stawce. Bez niego Selsey nie zdobyłby 13, a może ze 3 punkty (tak jestem brutalny). Z jednej strony możemy mówić, że brakowało Palecznemu odpowiedniego wsparcia (tylko Buczyński, kiedy nie grał na bramce rzecz jasna, dorównywał mu poziomem), lecz z drugiej strony było widać w jego grze spory indywidualizm. Wracając jednak do postawy boiskowej "beniaminka" był on nieprzewidywalny. Potrafił jako jedyny pokonać Green Tree czy zremisować z FC Velicante Wrocław, a przytrafiły mu się porażki z ChiaLeaf i ZKS-em Kuźniki. Ciężko to wyjaśnić.

ZKS Kuźniki w stosunku do poprzedniego sezonu zanotował dosyć spory regres. Zdobył pięć punktów mniej, uplasował się na dziesiątej lokacie i "zasłużenie" pożegnał się z zapleczem Superligi. "Miejscowi" gorzej strzelali, gorzej bronili, a zawodnikami, którzy jedynie trzymali poziom byli Paweł Haza i Krzysztof "Sąsiad" Łukaszewski. ZKS w sposób boiskowy wygrał tylko...jeden mecz (z Selsey'em 3:1). W pozostałych starciach z WKS-em i ChiaLeaf zwyciężał dzięki walkowerom. To dużo nam na temat tej drużyny mówi. To po prostu nie był jej sezon.

 "Derbowi" koledzy ZKS-u, czyli AKS Bzowa zanotował jeszcze większy regres, zgarniając osiem punktów mniej niż wiosną. Tutaj podobnie - mało kto prezentował odpowiednią formę, potem jeszcze zaczęły się problemy kadrowe. Wydawało się, że powrót Dawida Błachuta, który z Dawidem Zapaśnikiem miał stworzyć zabójczy duet w ofensywie, sprawi, że ekipa Jakuba Świeściaka powalczy o coś więcej niż ostatnio. Nic z tego. "Czerwoni" co prawda świetnie zaczęli, w pierwszych trzech grach notując aż siedem punktów. Później jednak było już fatalnie. W 8 kolejnych meczach tylko jeden triumf i to walkowerem z WKS-em. Na dodatek sytuacja w której Bzowa pierwszy raz w historii zmagań we Wrocbalu zmuszona była sama oddać walkowera. Źle się w tej drużynie działo, ale patrząc na jej potencjał jestem przekonany, że w drugiej lidze się odbudują.

 

Na koniec o drużynach, które nie dokończyły sezonu, lecz nieco ponad jego połowę rozegrały. Zaczniemy od ChiaLeaf, w którego barwach występowało kilku Rycerzy Papieru. Ci jak ostatnio grali we Wrocbalu to byli trudnym przeciwnikiem dla każdego, a takiego snajpera jakim jest Łukasz Krasiński chciała mieć w swoich szeregach co druga drużyna. Czas jednak nie oszczędził ani Krasińskiego (który i tak był najjaśniejszym punktem debiutanta), ani jego kolegów. Do półmetku gry nie wyglądało to tak jak wyglądać powinno, ale też dramatu nie było. 7 punktów w 7 meczach, ale im dalej w las tym drużyna Doriana Szafrańskiego nie miała kim grać. Od klęski z JCD zaczęła oddawać walkowery i oddała takowych aż pięć. Życzę tej drużynie reorganizacji składu, szerszej ławki, bo jeżeli to będzie to mogą oni namieszać.

Nieco inaczej wyglądała sytuacja Wybrzeża Klatki Schodowej. Spadkowicz z Superligi już w pierwszych czterech kolejkach oddał dwa walkowery i musiał mieć się na baczności, bo trzecie poddanie meczu kosztowało rychłe zakończenie gry. Potem WKS wygrał z 3M, postawił się "Lirojowi" i zabrał punkty Velicante. Po porażce z Green Tree trzeci raz Karol Zawadzki nie miał kim grać i trzeci też raz oddał mecz walkowerem. W tym oto momencie pozostałe spotkania tej drużyny zostały zweryfikowane jako walkowery i tym samym drużyna to zakończyła granie na ostatniej lokacie z dwoma skalpami na minusie. Ciężko cokolwiek o postawie tej ekipy napisać, ale niewątpliwie nie spodziewałem się, że ten sezon w jej wykonaniu będzie tak o to wyglądał.

 

Autor: Michał Pondel
E-mail: m.pondel@wrocbal.pl