Składy zespołów
MVP Spotkania
Maciej Majgier
Mimo że nie ustrzegł się błędów golkiper Wembley pomógł swojej drużynie utrzymać się w walce, co przełożyło się na końcowy zryw i jeden wywalczony punkt.
Relacja z meczu
Mecz Old Blue Angeles z Pubem Wembley to starcie starych wyjadaczy z debiutantem. Jednak przebieg meczu tego nie potwierdził. Już na starcie swoją aktywnością zaczął się wykazywać Radzikowski. Najpierw “pociągnął” z dystansu, ale jego “szczur” trafił w słupek. Pierwszą groźniejszą akcję OBA wyjaśnił Bonter, który ze spokojem wybił piłkę w niebo. Już przy następnym groźniejszym ataku, a warto to podkreślić, że była już 13 minuta, błąd Wembley wykorzystał ze spokojem Raś. Z dobrej strony pokazywał się też Andrzejewski. Dobrze przyjął górną piłkę, ale gdy miał już ją opanowaną ta nieco mu odskoczyła i uprzedził go bramkarz. Korotczuk w kolejnej groźnej akcji strzelał przewracając się, ale i tak wyszło mu z tego dość groźne uderzenie. Bramkarz jednak zachował czujność. Jeżeli czujesz się kiedyś w życiu niepotrzebny, pomyśl o tym meczu, którego pierwszą połowę podsumował sędzia słowami: “Jakby mnie tu nie było, to by się nic nie stało”.
W drugiej odsłonie co warte odnotowanie? Najpierw fantazja poniosła Rasia, który myślał, chyba że jego kolega ma 6 metrów wzrostu i przyjmie jego mało precyzyjny przerzut na lewe skrzydło. Po chwili trochę judo. Chmielewski złapał rywala za koszulkę niczym za kimono. Swoją drogą takie tempo meczu sugerowało, że “uderzyć w kimono” to najlepszy pomysł. Grę utrudniał chyba fakt, że gracze przyzwyczajeni do Skwierzyńskiej, na murawie na Kuźnikach mocno się ślizgali. Nieco ożywienia wprowadził Andrzejewski, którego lob z połowy o około pół metra minął bramkę. Po chwili ten sam gracz znów z przedpola nad poprzeczką, a jego wyczyn powtórzył Korotczuk. Ze strony Wembley najaktywniejszy był Radzikowski, ale w jego aktywności było dużo chaosu co skwitował jeden z graczy rezerwowych mówiąc: “to jest ogór”. Niestety nie mogę ujawnić personaliów autora tych słów, bo obowiązuje mnie tajemnica dziennikarska, a poza tym Wojciech Bonter mógłby się za to obrazić. Kluczowe dla losów spotkania okazały się zmiany. W ostatnich minutach meczu na boisku swoją obecność zaznaczył Tomasz Burek. Lewoskrzydłowy który kilka kilogramów lat temu był postrachem “gierek” na Kominiarskiej, był tam, gdzie być powinien. Piłka przeszła z prawej na lewą stronę a tam czyhał snajper z Pubu. Sędzia miał jeszcze wątpliwości czy nie był to gol samobójczy gracza OBA, ale po fachowej analizie bramkę uznano strzelcowi Wembley.
autor: Łukasz Czuchraj
kontakt: luki@wrocbal.pl