Normalnie przy okazji podsumowań sezonu skupiałem się na liczbach, statystykach i typach. Tworząc "resume" kampanii ligowej Wiosna 2021 nieco zmieniłem formułę. Więcej będzie moich wzniosłych słów (za które biorę pełną odpowiedzialność), będą czyste fakty, a także oceny. No, bo przecież jakoś trzeba klamrą spiąć projekt pod tytułem: "XXVI edycja Wrocławskiej Ligi Siódemek".
Prezesi bronią tytuł. Mało udany powrót AWL. Ni i Astech z utrzymaniem!
Ekspertem od ligi na Kuźnikach nie jestem, bo też nie siedzę przy Sarbinowskiej tak często jak przy Skwierzyńskiej. Mój brat - Jakub byłby tutaj osobą zdecydowanie bardziej odpowiednią, ale zadanie podsumowania ligi WLS się nie podjął. Nie żebym jednak nie wiedział z czym tutaj się co je, ale jak uznacie, że w przypadku jakiejś drużyny źle zdiagnozowałem problem to śmiało piszcie. ;)
W Superlidze w porównaniu do sezonu jesiennego doszło do dużych zmian. Z różnych przyczyn nie zgłosiły się takie firmy jak Sancho Panza, Elita Nowy Dwór czy CSWIiCh. Wróciła jednak Akademia Wojsk Lądowych. Roszad było sporo, ale i tak po kolejny tytuł mistrzowski sięgnęli Prezesi. W ubiegłym roku dwa razy punkty stracili, raz przez niedopatrzenie i walkowera. Teraz potknęli się dopiero w końcówce sezonu remisując z "Wojskowymi", ale, że 11 innych meczów wygrali, to obrona tytułu mistrzowskiego stała się formalnością. Znów kluczem do wygranej okazała się kolektywna i cierpliwa gra. Chociaż wyraźnego lidera znowu tutaj nie było to jednak trudno rywalom było Prezesów zneutralizować. Na początku sezonu kapitalnie grał Mateusz Fedyna i gdyby zagrał więcej niż trzy mecze to zgarnąłby prawdopodobnie wszystkie trofea indywidualne. Potem wózek ciągnęli Adam Kubasiewicz i Łukasz Skowroński, a jak szło gorzej to na posterunku był Zbyszek Piechnik. Niewątpliwie najlepsza drużyna sezonu Wiosna 2021.
Po powrocie AWL do Superligi wydawało się, że to właśnie ta drużyna będzie największym rywalem Prezesów w grze o tytuł. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Po srebrne medale sięgnęli brązowi medaliści z jesieni, czyli Przyjaciele Tifosek. Przegrali tylko dwa mecze z AWL i Prezesami, w pozostałych starciach notując komplet punktów. Bardzo dobrze spisywali się w ofensywnie i jeszcze lepiej w defensywie. O to drugie było zdecydowanie trudniej, bo przecież ekipa Krzysztofa Natalli nie miała stabilizacji na pozycji bramkarza. Tutaj bronił Jakub Kochański, tu Radosław Parossa. Pojawił się też Jacek Żmudziński i trzy razy wystąpił Damian Pająk. Tifoski były jednak na tyle dobrze zorganizowane, że 30 punktów w sezonie zdobyły i poprawy wynik z ubiegłego roku.
Akademia Wojsk Lądowych ostatni raz na najniższym stopniu zasiadła w 2017 roku, czyli dosyć dawno temu. Z jednej strony "Wojskowi" mogą się cieszyć, bo medal w najwyższej klasie rozgrywkowej to zawsze jest coś, z drugiej zaś strony celem tej drużyny są tytuły mistrzowskie, a takowy AWL przegrało w jednym tygodniu. W poniedziałek zremisowali z Blitz Wrocław, a dwa dni później przegrali z Termo Teamem. Takich wpadek nie można notować chcąc sięgać po najwyższe trofea. Ewenementem w tej ekipie jest to, że najlepszym jej strzelcem został Łukasz Tracz, który tylko pięć razy meldował się na Sarbinowskiej, a strzelając w nich 20 goli - sięgnął po koronę króla strzelców. Co byłoby gdyby grał częściej? Tego się już nie dowiemy. Wiemy jednak, że pod jego nieobecność kapitalne liczby wyśrubował młody - Bartosz Wiktorowicz i to dzięki jego zagraniom AWL zgarnęli medal.
Termo Team to ostatni z zespołów, które tworzyły tak zwaną "BIG FOUR". Ongiś taką sytuację przez lata mieliśmy w lidze angielskiej, gdzie rok w rok dominowały te same ekipy, odstawając poziomem od pozostałych. "Ryzykanci" ucieszyli się niewątpliwie z braku Sancho, Elity i CSWIiCh, ale nie ucieszyli się z powrotu AWL. Drugi sezon z rzędu zajęli czwartą lokatę. Do medalu zabrakło punktu, a dokładniej punktów w starciu przeciwko Astechowi, które trzeba zapisać im jako wpadkę. Nie mniej kolejny raz ekipa Liviu Paduaru zaprezentowała się nieźle i jesienią na pewno powalczy o medal.
Za pierwszą czwórką uplasował się peleton drużyn, które się w elicie utrzymały, a różnica między piątym, a dziewiątym zespołem wynosiła zaledwie sześć oczek. W grupie "pościgowej" najlepsza okazała się Voltica Service Kuźniki, która grała bezkompromisowo. Sześć meczów wygrała i sześć przegrała. O ile porażki z pierwszą czwórką wstydu nie przynoszą to jednak przegrane z 3M i Wybrzeżem Klatki Schodowej już tak. Tyle samo punktów zgromadził beniaminek - Fulanito. Przegrał on jednak bezpośrednie starcie z "miejscowymi" i dlatego też jest niżej w tabeli. "Szachownice" zaprezentowały się najlepiej z beniaminków, a kluczowy w ich postawie był tercet - Tomasz Szabłowski - Rafał Zdunek - Marek Zając. Bez tych trzech graczy team Pawła Rumina pewnie pożegnałby się z elitą.
Siódme miejsce Blitz Wrocław i 16 punktów zdobytych to wynik punktowo gorszy niż przed rokiem (wtedy było 18 oczek), ale miejscowo lepszy (wtedy było 8 miejsce). Zarówno w ofensywie, jak i defensywie "Błyskawice" się poprawiły. 15 punktów ugranych z dołem tabeli (Klueh, 3M, Wybrzeże Klatki Schodowej, Nokia i Astech). Zaskakująca porażka z Rycerzami Ni, ale za to jako pierwsi w sezonie (i jedni z trzech) potrafili zabrać punkty AWL-owi. Nie jest źle, ale do czasów świetności brakuje bardzo dużo.
Ósme miejsce to największa niespodzianka. Jest to miejsce Rycerzy Ni, którzy przed sezonem skazywani byli na degradację, a tymczasem uzbierali 13 punktów. Sześć z nich na skutek walkowerów, trzy z Blitzem i 3M, a także punkt za remis z Astechem. I wszystko to nie posiadając w swoich szeregach jakiś większych gwiazd. Przemysław Topornicki nie grał, ale z dobrej strony pokazali się Mateusz Gołąbek i Krzysztof Kołodziej. W nowym sezonie ekipie Gołaczyńskich utrzymać się tak łatwo nie będzie.
Dużym zaskoczeniem było również utrzymanie Astechu. Ten zdobył w sezonie 12 punktów. Pokonał Klueh i Wybrzeże Klatki Schodowej, zremisował z Rycerzami Ni i Nokią, a największymi sukcesami tej ekipy było ogranie Fulanito i remis z Termo Teamem, który zabrał "Ryzykantom" szansę na medal. Największą gwiazdą "niebieskich" był Dawid Fabisz, który miał udział przy ponad połowie bramek swojej drużyny w sezonie. Bez jego trafień i asyst na pewno ekipa Roberta Puchały i Piotra Jakubowskiego by się w elicie nie utrzymała.
O ile spadek Wybrzeża Klatki Schodowej dziwić nie musi. W końcu ten zespół był w fazie przebudowy, sam chciał po awansie zgegradować się ligę niżej, a mimo tego nie zaprezentował się aż tak źle, bo zdobył przecież 11 punktów. To jednak degradacja Nokii zaskoczeniem jest chyba największym. Zespół, który jesienią 2020 roku zachwycał na boiskach pierwszej ligi, teraz w ogóle nie przypominał tego zespołu. Przyczyna takiego stanu rzeczy była prosta. W Nokii nie miał kto straszyć. Tylko 17 bramek strzelonych to drugi najgroszy wynik w lidze. Na mecze praktycznie nie przychodził Paweł Gniewek (najlepszy strzelec tej drużyny w poprzednim sezonie), a i występy Oskara Mizielińskiego pozostawiały dużo do życzenia. Często ekipa Michała Grobelnego grała w osłabionym składzie i to musiało przynieść taki, a nie inny efekt w postaci degradacji.
3M i Klueh o sezonie jesiennym zapewne będą chciały jak najszybciej zapomnieć. O ile Ci drudzy już w poprzednich latach udowadniali, że odbiegają poziomem od reszty Superligowców, to jednak Ci pierwsi zawiedli bardziej. Zespół Jacka Nosewicza nie miał kim grać. Na mecze bardzo rzadko przychodzili Grzegorz Kiełkowski i Łukasz Herbuś. Tomasz Bałaga nie był obecny w ogóle. 3M często musiał rozgrywać mecze bez zmian czy nawet w sześciu. Chociaż w tych spotkaniach, które przegrał potrafił zaprezentować się nie najgorzej. Postawił się Prezesom. Jedną bramką przegrał z Nokią, Ni i Klueh, a pokonał nawet wyżej notowanych - Astech i Volticę. Niestety po wysokiej porażce z Fulanito wszystko się posypało. Do końca sezonu 3M już na meczu się nie pojawiło i na skutek walkowerów oraz minusowych punktów zakończyli zmagania na przedostatnim miejscu. Co do ekipy Marka Olszewskiego to ta granie zakończyła wcześniej, przez pół sezonu nie potrafiła zebrać siedmiu ludzi do grania, a tylko trzech graczy - Arnold Siwik, Krzysztof Bartkowiak i wspomniany już Olszewski zagrali we wszystkich spotkaniach (było ich 7, bo Klueh oddało 5 walkowerów). Zasłużony spadek.
MPK Wrocław wyprzedzone na ostatniej prostej. Zaskakujące spadki ZKS-u i Bzowej.
W pierwszej lidze dwie drużyny znacząco odstawały od reszty i były to AWL II i MPK Wrocław. Drugi zespół rodem z Akademii Wojsk Lądowych uzbierał tyle samo oczek co Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne, ale z racji tego, że w bezpośrednim starciu znacząco wygrał to on sięgnął po tytuł. "Wojskowi" mieli drugi najlepszy atak w lidze (po MPK) i najlepiej w lidze bronili. Po słabym początku sezonu, gdzie zdobyli osiem punktów w czterech meczach, nie będąc tutaj drużynami znacząco lepszymi, potem, po powrocie w czerwcu byli już nie do zatrzymania. Sześć z siedmiu spotkań wygrali, strzelili wiele bramek i zatrzymani zostali dopiero w ostatniej kolejce, będąc już świeżo upieczonym mistrzem pierwszej ligi. Za sznurki pociągali tutaj Mateusz Jakubowski, Piotr Malinowski i Mateusz Obara, a dobrze dowodzona przez Karola Binkowskiego defensywa zapewniała spokój w tyłach. To wszystko sprawiło, że rezerwy AWL w przyszłym sezonie będą grać derby w Superlidze.
Jeżeli chodzi o MPK Wrocław to przez większą część sezonu liderowali tabeli, ale w drugiej połowie maja zanotowali dwie niewybaczalne wpadki. Najpierw przegrali 0:4 z FC Velicante Wrocław, a potem 6:1 rozbił ich Leroy Merlin. Byli zatem na musiku, bo przecież AWL II sunęło jak burza, nadrabiając zaległości (8 meczów w nieco ponad miesiąc musieli rozegrać). W bezpośrednim starciu o tytuł Marek Falkiewicz i spółka nie mogli przegrać z "Wojskowymi", ale zwyczajnie nie dali im rady. Paweł Garyga, który wcześniej ratował swój zespół z opresji, tym razem nie pomógł i MPK musiało zadowolić się awansem z drugiego miejsca.
O trzecie miejsce walczyły zespoły z miejsc 3-8, no bo przecież AKS Bzowa, który znalazł się w strefie spadkowej miał do podium zaledwie siedem punktów straty, a Core Services, który na nim sezon zakończył mógł równie dobrze tego nie uczynić. Zespół Sławomira Ryczkowskiego brązowe medale zapewnił sobie wygraną w ostatnim meczu z pewnym mistrzostwa AWL-em. Czy zespół ten prezentował się piłkarsko lepiej od pozostałych chętnych na brązowe krążki? Tego bym nie powiedział. Nie mniej zachował najwięcej pragmatyzmu w grze. Potknął się jeden raz mniej. To okazało się kluczem do sukcesu, bo przecież nie gra w ofensywie (która była piątą najgroszą ofensywą w lidze) ani też gra defensywna (tutaj 3 drużyny były lepsze). Bardzo istotnym zawodnikiem w kontekście wywalczenia sobie awansu okazał się Szymon Brzezicki, który z miejsca stał się liderem Core Services. Siedem bramek tego zawodnika, jedna asysta i cztery tytuły MVP. Lepszego tutaj nie było.
Czwarta lokata Leroy Merlin Wrocław to z jednej strony miejsce dobre, ale z drugiej rozczarowanie. Jeżeli chodzi o ten pierwszy aspekt to "Liroj" kolejny sezon z rzędu utrzymuje się w czołówce ligi. Jeśli pod uwagę weźmiemy drugą stronę medalu to po raz kolejny czegoś zabrakło, żeby zakończyć granie na podium. Słabo gracze Grzegorza Andysza w sezon weszli, ale potem było już bardzo dobrze. W siedmiu ostatnich meczach jego zespół wygrywał sześciokrotnie, potykając się jeden, jedyny raz z JaCierpieDole FC. No i chyba to kosztowało ich awans do elity (no i remis na inaugurację z Różowymi Panterami, ale przecież zasada od lat jest taka sama, że na początku sezonu to każdy walczy o najwyższe cele). Jeśli chodzi o grę Leroy Merlin to wyglądało to wszystko tak jak w poprzednich latach. Prym wiedli tutaj Duś, Kaczmarczyk i Kyrychenko, a w tyłach rządził Andysz. Zabrakło jednak szczęścia.
Przed sezonem typowałem, że oprócz MPK Wrocław, AWL II i Leroy Merlin Wrocław w ścisłej czołówce, walcząc z "Lirojem" o brązowy medal będzie FC Velicante Wrocław. Tak się jednak nie stało, bo wszystko "popsuł" tutaj Core Services. Piąte miejsce beniaminka "Velicy" ligę wyżej nie jest złym rezultatem, ale patrząc na to, że 3/4 ligi to byli drugoligowcy, to jednak nie było tak kolorowo. Do medalu ekipie Wojciecha Wieczorka zabrakło trzech punktów, a dużą niespodzianką był tutaj podział łupów z ZKS-em Kuźniki. Czy mogło być lepiej? Pewnie być mogło, ale częściej musieliby występować Piotr Rył i Adam Wieczorek, bo Mateusz Sajewicz i Wojciech Wieczorek w wielu meczach potrzebowali wsparcia, a go nie otrzymali.
JaCierpieDole FC. Z racji tego, że jestem prywatnie kierownikiem tej drużyny to wydaję się niezbyt obiektywny w jej ocenie, ale z dziennikarskiego obowiązku muszę takowej oceny dokonać. Jesienią nikt nie pomyślał, że JCD zrobi awans z trzeciego miejsca - oni to uczynili. Teraz nikt nie wierzył, że JCD utrzyma się pierwszej lidze, oni to uczynili. Po Core Services jest to druga największa, pozytywna niespodzianka w lidze. Ekipie Łukasza Czuchraja do awansu do Superligi (wyobraźcie to sobie JCD w Superlidze, ale byłby jaja) zabrakło tylko dwóch oczek. Jak budowali oni swój sukces? Na pewno siłą był tutaj kolektyw i to, że bardzo dobrą skuteczność zachował Rafał Dzietczyk (udział w 42% całego dorobku bramkowego drużyny). W tyłach po raz kolejny JaCierpieDole zagrało bardzo dobrze, ale to zasługa przede wszystkim Jakuba Pondla (zwłaszcza od półmetku sezonu, bo na jego początku nie grał zbyt dobrze). W pierwszych trzech meczach zespół ten ugrał tylko jedno oczko, a potem na "białym koniu" wrócił Łukasz Czuchraj i od razu przyszła wygrana z Mocambolą. Przytrafiły się po tym jeszcze dwie porażki z ZKS-em i MPK, ale ostatnich sześć meczów JCD wygrało, tracąc w nich zaledwie dwa gole. Dobry sezon tej kapeli.
Wiem, że kiedyś obiecałem nie pastwić się już nad ekipą Janusza Wybrańskiego, czyli Colian Teamem. Z kolegą Łukaszem Czuchrajem przestrzegaliśmy go, żeby nie dzielił skóry na niedźwiedziu, żeby przestał się widzieć po początku sezonu jako przyszłego członka Superligi, bo liga pierwsza jest piekielnie wyrównana i tutaj każdy może wygrać z każdym. Colian tradycyjnie bardzo dobrze zaczął. 15 punktów w 7 meczach to dobry rezultat, ale potem przyszło starcie z AWL II przegrane 0:4 i zaczął się ostry zjazd w dół. W pięciu kolejnych meczach "Słodziaki" wygrały tylko raz z Mocambolą i te trzy punkty sprawiły, że utrzymali się oni na zapleczu Superligi. Co ponownie zawiodło? Tego nie wie sam Wybrański, ale ja wiem jedno i radzę koledze Januszowi sobie to zapamiętać. Nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy, a w piłce dopóki ta pozostaje w grze, wszystko jest możliwe.
Aż sześć drużyn w sezonie Wiosna 2021 było zagrożonych spadkiem (prawie połowa ligi), a na czele strefy spadkowej uplasował się AKS Bzowa Wrocław. Zespół ten przystępował do grania bez zawodników, którzy w poprzednich sezonach stanowili o jego sile. Nie było bowiem ani Sebastiana Kamińskiego ani Dawida Błachuta. Gra opierać się miała na Dawidzie Zapaśniku, Dariuszu Kupijaju i Bartoszu Piskorskim. Drużyna Jakuba Świeściaka od samego początku prezentowała sinusoidalną formę. Najpierw dostała bęcki od MPK, potem pokonała JCD, ZKS i zremisowała z Colianem, żeby później przegrać z Mocambolą. Zespół ten prezentował się źle, ale nie potrafił rozgrywać meczów o stawkę, z czołowymi ekipami pierwszej ligi. Co prawda zremisowali z AWL II, ale przegrali z Velicante, Corem i Leroyem i to dlatego zamiast walki o awans był spadek ligę niżej.
Podobną historię do Bzowej napisał ZKS Kuźniki. Ten jednak formę miał na początku, a potem ją stracił. W pierwszych sześciu meczach "miejscowi" zgarnęli 11 punktów i w kuluarach mówiło się, że to może być ich sezon, że być może na jesień dojdzie do wielkich derbów Kuźnik. Nic z tego! Po wygranej z JaCierpieDole FC w kolejnych sześciu meczach ZKS zainkasował tylko pięć oczek. Przełamując się dopiero w ostatniej kolejce z Różowymi Panterami. Efektem tej niestabilności formy była degradacja niżej. Co zawiodło? Haza strzelał, Podgórniak asystował, bramkarze bronili dobrze. Nie umiem tego wytłumaczyć. Może koledzy z ZKS-u mi w tej kwestii pomogą?
Trzy drużyny w dole tabeli, znajdujące się pod ZKS-em zgromadziły po osiem punktów (czyli siedem oczek mniej od ZKS-u) i wyraźnie odstawały od reszty stawki. Były to Różowe Pantery, FC Przyjął Stracił i Mocambola. Ci pierwsi nadal byli uzależnieni od tego co zrobi Michał Stokłosa, a że Stokłosę to już wszyscy w tej lidze znają, to ciężko o element zaskoczenia. "Różowi" dwa mecze w sezonie wygrali (z Mocambolą i Przyjął Stracił - dlatego też są wyżej w tabeli) i dwa zremisowali. O ile remis z Leroy Merlin można poczytać za sukces, to remis z Medservem trzeba uznać za wpadkę. Jeżeli chodzi o Mocambolę to był to jedyny debiutant w gronie pierwszoligowców, który musiał w pewnym sensie spisać sezon na straty chcąc poznać wrocbalową rzeczywistość. Jak trzeba grać, kto w której drużynie jest groźny, jakie są atuty i słabości przeciwników. W drużynie Pawła Potarzyckiego kilku zawodników mogło się podobać - Adam Garnecki, Wojciech Kowalczyk czy wcześniej wspomniany Potarzycki. Fajnie też debiutant wszedł w pierwszą ligę, można rzec, z kopyta. W czterech pierwszych meczach zainkasował siedem punktów, ale potem już tak kolorowo nie było. W ośmiu kolejnych spotkaniach zapunktowali tylko raz, z Corem i to było na tyle.
Największe pretensje można mieć do FC Przyjął Stracił. Tak wiemy, że jest tutaj zależność, że jeśli Żar Tropików w WLB gra lepiej to Virtual Team na Kuźnikach prezentuje się gorzej. Teraz "Palmy" radziły sobie należycie, a "bordowi" zawodzili. Przegrali aż osiem razy, a w wielu przypadkach nie tylko mieli punkty na wyciągnięcie ręki, ale byli stroną przeważającą. W pięciu meczach "Okoniki" przegrały różnicą jednej bramki. Można zatem mówić o dużym pechu. Chociaż z drugiej strony tak doświadczony we Wrocbalu zespół, posiadający takich graczy jak Adam Łapeta, Jan Gruca, Piotr Ulatowski czy Paweł Ciepliński winien bić się o najwyższe cele. Bez dyskusji!
Na koniec o zespole, który kompletnie nie pasował do reszty stawki. Mowa o Medservie United, który zakończył zmagania na ostatnim miejscu i chociaż zdobył jeden, jedyny punkt z Różowymi Panterami, to jednak został on mu odebrany na skutek walkowera z MPK Wrocław. "Medical Coders" miało gorsze i lepsze momenty. Po serii porażek zaczęły się w ich szeregach problemy kadrowe, gdzie kilka razy zespół ten musiał grać bez zmian lub w sześcioosobowym składzie. W takich okolicznościach nie da się powalczyć o nic więcej. Sami Dariusz Chmielewski w bramce i Bartosz Rodziewicz w ataku nie wystarczą, żeby regularnie punktować. Zespół ten będzie miał okazję odbudować się ligę niżej już jesienią.
Autor: Michał Pondel
E-mail: m.pondel@wrocbal.pl